wtorek, 22 maja 2018

Nowy początek ?

Dawno nic nowego nie pisałem. A to za sprawą notorycznego braku czasu.
Dużo się pozmieniało w międzyczasie. A to za sprawą zeszłorocznego wypadu na zlot ADVki .
Pojechałem tam Zippem, a wróciłem właśnie Rometem ADV 125.
Jakoś tak wyszło samo z siebie. Po prostu zamieniłem się  z jednym kolegą.
I tak od zeszłego sezonu turlam się tym rumakiem.
Troszkę pozmieniałem, poustawiałem po swojemu i jest dobrze.
A tak się prezentuje :
Na zdjęciu wraz z również nowym nabytkiem Tadzia ADV 125 FI Pro czy jakoś tak :)
Na zdjęciu jeszcze bez szyby, i w oryginalnym ogumieniu. Ale już małe zmiany zaszły i niebawem będą kolejne zdjęcia.

sobota, 13 maja 2017

Późne rozpoczęcie sezonu.

W końcu pogoda jako tako się ustabilizowała i było można gdzieś troszkę się przejechać. A okazja się trafiła fajna, bo poznałem właśnie dzięki forum kolegów z Bartonami. Fajne motorki, a przy tym bardzo śmiałe kolorystyki rzucające się w oczy. Troszkę pojeździliśmy, zrobiło się nawet już ciemno i temperatura mocno spadła poniżej 10 stopni. W moich letnich rękawicach było to dramatycznie odczuwalne. Trzeba było troszkę zwolnić bo i chłopaki na Bartonach marzli :)
Tak czy siak, było całkiem fajnie jak na pierwszy dłuższy przejazd po sporym czasie wegetowania Ravena w garażu.
Na pewno nie była to ostatnia przejażdżka w tym składzie bo już następnego dnia zrobiliśmy powtórkę , troszkę w innym składzie. I tu znowu poznałem nowego kolegę :)
Robi się coraz cieplej, i coraz ciekawiej. Przybywają nowe znajomości i nowe kilometry na liczniku. Oby tak dalej..


poniedziałek, 19 września 2016

Jedziemy na zlot MZ Klubu

W sobotę 17.09 wybraliśmy się z Dareckim i Rommem na zakończenie sezonu do MZ Klubu.
Wyruszyliśmy troszkę z opóźnieniem bo mi jakoś droga nie szła, i zamiast jak zawsze jechać do Dareckiego w godzinkę zeszło mi się trosze ponad 1,5h.
No ale w końcu dotarłem, wypaliłem papierosa i ruszyliśmy, nawet kurtki nie zdążyłem zdjąc. Nawet w sumie nie miałem śmiałości widząc minę Romka :)
Droga przebiegała dość spokojnie aż do Opoczna, gdzie wieżdżając na rondo Romkowi spadł łańcuch. Jakoś tak dziwnie go powykręcało, że zakładając go na zębatkę po zakręceniu kołem sam już spadał. Był tak wypaczony, że nie trafiał na zęby. Chcąc nie chcąc Romek bbył zmuszony do wymiany łańcucha - dobrze że miał nowy ze sobą. A jak już wymieniał łańcuch to przy okazji i zębatka zdawcza nówka sztuka została założona.




Ktoś musi pracować żeby ktoś mógł nadzorować :)

 
Po szybkiej naprawie ruszyliśmy w dalszą drogę, już bez niespodzianek ( no prawie) i bez awarii .
Jechaliśmy według wskazań nawigacji . W Opocznie nawiązaliśmy kontakt z Mnichem i mieliśmy dołączyć do objazdówki . Darecki wpisał miejscowość w nawigację Romka i ruszyliśmy po krótkim postoju  na stacji. Po jakichś 20 km okazało się że jakoś źle jedziemy a przyczyną tego była błędnie wpisana w nawigację nazwa miejscowości. Taka mała literówka a jak wiele zmieniła.
Szybka korekta w nawigacji i okazało się, że do objazdówki mamy jakieś 70 km – troszkę się oddaliliśmy od nich. No to co robimy? Jedziemy do nich czy prosto do ośrodka?
Decyzja była dość prosta, bo objazdówka  miała tam być około 30 minut, a my już praktycznie wykorzystaliśmy ten czas na jazdę w nieznane -  ale i tak było zajebiście J
Postanowiliśmy jechać do ośrodka bo w sumie już było późno a i głodni byliśmy, bo od rana nic  nie jedliśmy tylko cały czas w drodze.
Po jakichś 40 minutach (około) dojechaliśmy w końcu do ośrodka, ale droga jaką wybrała Dareckiego nawigacja na sam koniec to była chyba jakaś droga testowa dla naszych maszyn i nas samych. Jechało się ciężko, piach który był wszędzie, kamienie, bruk – i wszystko na raz. W pewnym momencie miałem tak zapiaszczoną szybę tak,  że musiałem przecierać po drodze.
Ale zarówno my jak i nasze „rumaki” daliśmy radę.


Szybkie przywitanie na miejscu z tymi których zweryfikował alkomat i udaliśmy się rozbić obozowisko i coś w końcu zjeść.
Rozstawienie namiotów poszło szybko i sprawnie. W międzyczasie na kuchenkach ugotowała się nasza strawa. Nie było to może jedzenie od  Amaro ale smakowało wybornie.









Powoli zaczęło się zjeżdżać coraz więcej osób. 









Niektórzy mieli pewne problemy z koordynacją i znalezieniem miejsca na spoczynek a z różnych stron ośrodka dochodziło donośne „DAJ MU!!!” I w odzewie były już tylko słychać ryki silników. Po zmroku dodatkowo efekty świetlne strzelających płomieniami tłumików.
W końcu usiedliśmy z Dareckim przy ognisku żeby napić się chłodnego napoju chmielowego.




Romek podjechał swoim zbokowozem, uraczył się piwkiem i wpadł w dyskusje z chłopakami a my z Dareckim siedzimy gadamy sobie aż tu podchodzi chyba trzech MZtkowaców i słyszymy takie słowa  - „K….a, chińczyk z koszem” i w tym momencie jak nie parsknęliśmy śmiechem z Dareckim mało piwo nam nie wyleciało. Bardzo nas to ubawiło i długo mieliśmy z tego powody „banana” na twarzy.
Sami się śmialiśmy do siebie na przemian a to z „k…wa chińczyk z koszem” i „daj mu!!!”.
Ale jak to bywa czas szybko leci, a to co dobre kończy się niezauważalnie. Trzeba było się ulokować w naszych namiocikach i troszkę się wyspać. Noc na szczęście była łaskawa dla nas i dało się fajnie wyspać.
Rano kawka, jedzonko na gorąco i czas się pakować.
Powrót był bez niespodzianek, ale dość ciężki. Było zimno o czym szybko przekonały się moje dłonie. Dziękuję Romkowi  za użyczenie cieplusich rękawic.
Ciągle jadąc mieliśmy pod wiatr który dał nam nieźle  popalić. Dopiero dojeżdżając do Nadarzyna ukazało się słońce i przestało wiać.

Dziękuję chłopaki za wspólną wyprawę , bardzo udany wypad i miło spędzony czas.
Trzeba nam więcej takich przygód!.

poniedziałek, 25 lipca 2016

II ognisko 2016 w Adamowie Rososkim

To było już drugie ognisko w tym sezonie u Magdy i Darka. Tak jak poprzednie ogniska i to wypadło wyśmienicie. Nie zabrakło na min niczego, ani strawy, ani napojów anie dobrego humoru. A to wszystko za sprawą ludzi którzy zjawiają się w Adamowie Rososkim.
Z ogniska na ognisko pojawia się coraz więcej ludzi a tym samym i motocykli. Pamiętam pierwsze ognisko  gdzie było razem z Magdą i Darkiem dosłownie pięć osób - ale to już historia. Ogrom tego cyklicznego wydarzenia rozrósł się do skali zlotowej. Aż strach pomyśleć jak to będzie dalej się "rozwijało", oczywiście w dobrym znaczeniu tego słowa.
  Pozostaje mi podziękować za mile spędzony czas i wspólne biesiadowanie do świtu.
A teraz czekamy na następne spotkanie.









niedziela, 10 lipca 2016

MRU 2016

Niestety złot już się dawno zakończył i pozostają tylko wspomnienia z wspólnie spędzonych chwil.
Atmosfera jak zawsze była doskonała, ludzie niesamowici a piwo zimne. W tym roku frekwencja była dość spora. Zjechało się sporo motocykli z różnych stron i nie tylko ze stajni Rometa.
Atrakcji również nie zabrakło, od obsługi muzycznej Krzysztofa, grilowanie, rozmowy o wszystkim poprzez zwiedzanie okolic.
Najważniejsze, że wszystko się doskonale udało i już są plany na następny zlot. Wydaje mi się, że to będzie zlot jedyny w swoim rodzaju. Okrągła liczba zlotu do czegoś zobowiązuje:)
A tym czasem troszkę zdjęć z imprezy: